czwartek, 9 kwietnia 2015

002 | Czarny Kruk

*Jonte*

Spojrzałem na nią i nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Czerwono włosa dziewczyna była jeszcze bardziej blada, a cienie pod jej oczami wydawały się jeszcze większe, jej kości policzkowe stały się bardziej wystające, a śliczne iskierki w niebieskich tęczówkach zniknęły. Nie widzieliśmy się przez dwa dni, a ona wygląda dużo gorzej. Jak to możliwe?

Uśmiechnęła się do mnie blado i usiadła na krzesełku po drugiej stronie małego stolika.
-Hej- rzuciła cicho z lekką chrypką.
-Cześć- odpowiedziałem ze sztucznym uśmiechem, który był tak dopracowany do perfekcji, że wyglądał jak prawdziwy. Nie spuszczałem wzroku z dziewczyny. Nie specjalnie obchodziło mnie co się z nią dzieje, ale mimo wszystko wyglądała niepokojąco. Przecież musi dożyć do jutrzejszego wieczoru!
-Nie gap się- wyszeptała, a jej policzki spłonęły czerwienią. No tak przecież non stop wpatrywałem się w jej zmarnowaną twarz. Była taką ładną dziewczyną. Gdyby nie to, kim jestem, kim ona jest...
-Co?- postanowiłem udawać głupiego.
-Gapisz się. Przestań- powiedziała trochę głośniej i wzięła do ręki, oprawione w tanią podróbkę skóry, menu. Po chwili jednak je odłożyła i przeniosła swój wzrok na mnie.
-Raven, kiedy ostatni raz coś jadłaś?- zapytałem z troską w głosie.
-Dzisiaj- rzekła, lecz wiedziałem, że kłamie. Zbyt dobrze ją znałem, żeby uznać szybkie mruganie za coś normalnego u dziewczyny. Ona robiła tak tylko, gdy się denerwowała.
-Kłamiesz- stwierdziłem z przekonaniem, na co spiorunowała mnie wzrokiem.
- Skąd ta pewność?- jej oczy wyrażały żądzę, mordu ale już się przyzwyczaiłem do znoszenia takiego spojrzenia i jakoś bardzo mnie to nie obeszło.
-Z doświadczenia złotko. Zbyt długo Cię znam. A więc co ostatnio jadłaś, mała?
-Nie nazywaj mnie mała- wycedziła przez zęby, a jej wzrok stał się jeszcze groźniejszy, na co ja się tylko zaśmiałem. Przy jej wzroście i posturze ta mina wyglądała co najmniej śmiesznie. - Nie musisz się o mnie martwić, mam już te osiemnaście lat. Umiem o siebie zadbać.
-Właśnie widzę- zmierzyłem ją wzrokiem. Musiałem zachowywać pozory. Przynajmniej do jutrzejszego wieczoru. Później zniknę i dla niej już mnie nie będzie.
-Sugerujesz coś?- wyszeptała, co często miała w zwyczaju.
-Nie żartu sobie. Wyglądasz przerażająco.
-Dzięki- uśmiechnęła się z dużą nutą ironii.
Naszą wspaniałą i kreatywną rozmowę przerwała nadchodząca kelnerka. Szybko otworzyłem menu i wybrałem jakieś sensowne śniadanie dla naszej dwójki.
-Co podać?- rzuciła znudzonym głosem standardowe pytanie zadawane przez kelnerów.
-Dla mnie omlet Francuski i duże Cappucino, a dla tej pięknej, wychudzonej damy dwa naleśniki z nutellą i duża zielona herbata z cytryną.- kelnerka skrupulatnie wszystko notowała i po chwili odeszła od naszego stolika.
-Po co to robisz? I tak nic nie przełknę...- spuściła ze mnie wzrok i wbiła go w podłogę.
-Musisz coś jeść. I tak już wyglądasz jakbyś była na skraju życia i śmierci.
-Możemy o tym nie gadać?- warknęła, ale szybko się opanowała i przygładziła ręką włosy.- Proszę Jonte. Mam osiemnaście lat. Jestem już dużą dziewczynką.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Moje uczucia co do niej były bardzo mieszane. Raz jej nienawidziłem za to, co muszę przez nią robić, kiedy indziej lubiłem ją, była bardzo sympatyczna, ale zazwyczaj wyglądało to tak, że nie miałem o niej zdania. Po prostu była. Niestety dzisiaj przekonywała mnie do siebie...
-Dobrze. Co powiesz na maraton filmowy u mnie w domu. Dzisiaj? Zgarniemy też Aleksa...- zacząłem nowy temat czego najwyraźniej chciała, gdyż od razu kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze, co było nie lada sukcesem, patrząc na to, że od prawie pół roku chodziła przygaszona i nic nie było w stanie jej pocieszyć. W sumie to się jej nie dziwię. Straciła całą rodzinę. Gdyby znała całą prawdę... Znienawidziłaby mnie wtedy.
-Jak dla mnie, ok.
*Raven*
Z moich oczu znów zaczęły płynąć łzy. To było takie smutne. Nie potrafiłam ich zatrzymać. On był taki cudowny i po raz kolejny musiałam oglądać jego śmierć. To było okrutne.

Jak można było zabić własnego brata? Jak? Czemu właśnie jemu musiało się to przytrafić? Wiele razy już widziałam jak Mufasa zostaje zrzucony ze skały przez Skazę i zawsze przy tym momencie miałam mokre oczy z resztą tak samo, jak chłopacy. Siedzący, po mojej prawej stronie, Jonte właśnie wycierał policzki wierzchem dłonie, a Alex dmuchał nos w chusteczkę. Była to nasza ulubiona bajka.


Całą trójką uwielbialiśmy filmy Disney'a ,a żaden maraton nie mógł się odbyć bez "Króla Lwa". Gdy smutna scena skończyła się chwilę, dochodziliśmy do siebie pocieszając się tym, że Simba będzie miał szansę na rządzenie Lwią Ziemia i zaznanie szczęścia, i mimo iż znaliśmy całą bajkę na pamięć, oglądaliśmy ją z równym zaciekawieniem jakbyśmy widzieli ją, po raz pierwszy. Ten wieczór był wspaniały. Mimo dużego niepowodzenia w moim życiu dziś naprawdę byłam szczęśliwa. To było coś niesamowitego... Dobrze jest mieć przyjaciół....

Nie wiedziałam jeszcze, że kolejne dni przyniosą coraz więcej przykrych zdarzeń. W tamtym momencie czekałam na kolejne dnie dobrej zabawy. Kilka godzin później myślałam tylko o tym, aby wydostać się z tego koszmaru.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz