poniedziałek, 13 kwietnia 2015

007 | Czarny Kruk

*Skay*

Nie znosiłem łazić za ludźmi i obserwować każdą sekundę ich życia. W szczególności nie lubiłem bardziej osobistych wydażeń ale musiałem je oglądać. Była to bardzo dobrze płatna praca i trening przed objęciem lepszego i poważniejszego stanowiska.

Czerwono włosa właśnie weszła do sklepu. Ścigało ją około pięciu mężczyzn. Nie powiem, ta dziewczyna była bardzo przebiegła. Wszedłem za nią do marketu i schowałem się za jednym z regałów. Jeśli po raz kolejny zobaczy mnie dzisiejszego dnia, nabierze podejrzeń.

Spojrzałem na nią pomiędzy produktami na półce. Nie miałem wcześniej czasu aby się jej lepiej przyjrzeć. Była ładna, nawet bardzo. Długie loki w bardzo nienaturalnym kolorze (za pewnie farbowane) spływały do połowy jej ud. Zgrabna twarz z lekko wystającymi kościami policzkowymi i zielone oczy dodawały je uroku. Ładna. To słowo nie opisywało tej dziewczyny. Ona była piękna. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Zielone oczy, jak szmaragdy, przewiercały moją duszę, przynajmniej takie miałem wrażenie. Cały czas śmiało się na mnie patrzyła, bez skrępowania, tak jakby właśnie nie taksowała wzrokiem zupełnie obcego chłopaka, który śledzi ją od rana.... Kilka sekund później wyjęła z kieszeni dżinsów telefon i wystukała coś na klawiaturze.

Nagle zobaczyłem, że wychodzi z budynku. Podążyłem za nią tak samo jak pięciu mężczyzn.

-Skay! Wracaj! Będziemy za nimi jechać- usłyszałem donośny głos mojego szefa w słuchawce.

-Tak jest szefie- szepnąłem do głośnika umieszczonego na kołnierzu mojej skórzanej kurtki i spuściłem z oczu dziewczynę, i jej prześladowców. Rozejrzałem się. Stałem na środku jednego z żwirowych chodników Dublina. Przede mną znajdował się sklep i parking gdzie znalazłem czarnego Range Rovera. Podbiegłem do pojazdu, usiadłem na fotelu i ruszyliśmy.

Jechaliśmy główną ulicą, co jakiś czas zauważając czerwonowłosą biegnącą przed siebie. W pewnym momencie wbiegła w jedną z uliczek i zniknęła na dość długi czas. Zacząłem się denerwować. Było zbyt duże prawdopodobieństwo, że ją zgubimy. Dublin był fałszywym miastem. Ulice w pewnym momencie zamieniały się w labirynt. Spojrzałem na nazwę zaułka: 'Long Time Street'. Przetworzyłem szybko zdobyte informacje o naszym położeniu i odetchnąłem z ulgą. Ta uliczka miała tylko wejście, wyjście i tunel prowadzący do jednej z kamienic. Jeśli ta dziewczyna jest mądra, tak jak mi się wydaje, to tam właśnie się schroni.

-Jedźcie na Cork Hill- wyszeptałem do mężczyzn siedzących z przodu pojazdu. W tym momencie tylko ja mogłem jakkolwiek ich poprowadzić. Mieszkałem kiedyś w tej okolicy Dublina, poza tym byłem tu od kilku dobrych dni więc mniej więcej ogarniałem gdzie co było. Ta uliczka miała wyjście tylko na Cork Hill. Auto ruszyło ulicą i po chwili jechaliśmy w stronę wyjścia. Gdy byliśmy mniej więcej metr od wyznaczonego miejsca z Long Time Street wypadłą zdyszana dziewczyna. 'Idealnie!'. Zatrzymaliśmy się. Otworzyłem drzwi z zamiarem wyjście i ,,zaproszenia'' dziewczyny do środka. 

-Skay... Załatwimy to inaczej- zaczął szef.

-Ale...

-Zamknij drzwi!

Wykonałem polecenie. Szef opuścił szybę i zobaczyłem czerwono włosą i szok wymalowany na jej twarzy. 'Oho! Teraz się zacznie!'

-Witaj Raven- wyszeptał szef.




-------------------
Dodaję bo dziś smutam. A mogę Was uszczęśliwić więc chociaż wy nie bądźcie smutni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz