środa, 15 kwietnia 2015

010 | Czarny Kruk

*Skay*

-Co?- dziewczyna wydarła się na całe auto. Nie dziwiłem się jej. Ja, gdy moja siostra powiedziała mi, że chce iść do tej szkoły, zareagowałem tak samo. W mojej głowie był wtedy ogromny bałagan, a teraz kochałem to miejsce i traktowałem je jak dom.

Czerwono włosa wpatrywała się zszokowana w lusterko, w którym wyraźnie widziała odbicie swojego ojca.


-To, co usłyszałaś- odparł szef i po chwili dodał- Idziesz do szkoły, której ja jestem dyrektorem.


-O kiedy ty masz szkołę?!- dziewczyna była na prawdę złą. Widać było, że się w niej gotuje.


-Odkąd mój ojciec nie żyje i mi ją powierzył- odparł spokojnie szef i zerknął na odbicie córki w bocznym lusterku. 


-Nie będę chodziła do szkoły dla gangsterów! Poza tym mam 18 lat! Skończyłam już szkołę- odparła Raven i skrzyżowała ręce na piersi. 

-Będziesz chodziła. Musisz nauczyć się bronić. Nie ważne, że skończyłaś już naukę, w tej szkole uczysz się na innym poziomie. To coś w stylu szkoły wyższej. Poza tym jestem twoim ojcem, musisz mnie słuchać.


Czerwonowłosa wybuchnęła niekontrolowanym ale sztucznym śmiechem. Trwało to kilka minut, aż w końcu spoważniała i zaczęła cicho mówić coś co na zawsze miało zmienić relację między nią, a jej ojcem:


-Ja już nie mam ojca...- po chwili zastanowienia dodała ciszej.- Albo nigdy tak na prawdę cię nie znałam albo się zmieniłeś. Mój ojciec nigdy by mnie nie okłamał ani nie skazałby mnie na cierpienie. 


Zapadła krępująca cisza. Padły mocne słowa. Nikt nie chciała się odzywać. Wiadomo było, że zaraz wybuchnie jeszcze większa kłótnia. 


-Nie masz wyboru- zaczął szef na, co czerwonowłosa spiorunowała jego odbicie, w bocznym lusterku, wzrokiem.- I tak będziesz chodziła do tej szkoły. Od ciebie zależy czy będzie ci w niej dob...


Szef nagle urwał swoją wypowiedź i zamilkł. Nie wiem czym było to spowodowane ale przypuszczam, że to obraz dość dużego domu ze wspaniałym ogrodem go sparaliżował. 


-Witaj w domu- wyszeptała z sarkazmem dziewczyna i wyszła z samochodu. Podeszła do drzwi wejściowych i szybko je otworzyła. Szef jako pierwszy się otrząsnął po wypowiedzi swojej córki i wyszedł z pojazdu. Joseph zgasił silnik i razem wyszliśmy z auta, podążając za szefem. 


*Raven*

Pobiegłam na górę i wpadłam do swojego pokoju. Miałam pół godziny na to, żeby spakować się na wyjazd, który ma trwać cholera wie jak długo czasu. Wyjęłam dwie walizki z pod łóżka i szybko wpakowałam do nich najpotrzebniejsze ubrania i buty. Wylądował tam także mój laptop i kosmetyczka. Z jednej z półek zabrałam moją ulubiony plecak pumy i włożyłam tam mój notes do szkiców, komplet ołówków, kilka książek, telefon, portfel i słuchawki. Sięgnęłam jeszcze po dużą sportową torbę pumy i zapakowałam tam kurtkę, ulubioną torebkę i kilka innych rzeczy. Wyszłam z mojego pokoju. Czułam, że muszę zabrać ze sobą coś jeszcze. Weszłam do pierwszego pomieszczenia po lewej. Znalazłam się w sypialni mojego brata. Otworzyłam jedną z szafek w jego segmencie. Wszystko było na swoim miejscu. Pokój wyglądał tak jak go zostawił przed wypadkiem. Pogrzebałam chwilę w jego rzeczach i znalazłam jego ulubioną piłkę baseballową. Na pamiątkę i wypadek gdybym nigdy już nie miała tutaj wrócić. Sięgnęłam po jego ukochany zeszyt. James nie lubił rysować ale miał tak samo jak ja, kiedy przyszła do niego wena i chęć nie mógł przestać szkicować. Przejrzałam szybko jego rysunki. Było na nich wszystko. Od dziewczyn po jakieś mistyczne postacie.



Otworzyłam kolejną półkę. Wyjęłam z niej jego ulubioną książkę ,,Metro 2033'' i ją przewertowałam. Nagle wypadłą z niej jakaś karteczka. Podniosłam ją i zobaczyłam zdjęcie zrobione przez Jamesa. Było to ,,selfie'' z naszym nie żyjącym już psem. Miałam wtedy piętnaście lat. Nagle zalała mnie fala wspomnień...


-James!- krzyknęłam do brata, który stąpał po lodzie. Trzymałam kurczowo smycz mojego kochanego psa i z nie dowierzaniem wpatrywałam się w blondyna.-James! To niebezpieczne!


-Jakie niebezpieczne? Przecież ojciec nas tu zabiera co zimę!

-A widzisz go gdzieś tutaj?!- wrzasnęłam do niego na co on się tylko zaśmiał. 

Kiedy obszedł już całą sadzawkę skutą lodem spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. 


-Wszystko jest mocne. Mamy w tym roku taki mróz, że warstwa lodu jest dość gruba, aby się nie załamać pod naszą dwójką. Nic się nie stanie. No chodź, będzie fajnie.


Pokręciłam lekko głową nie dowierzając ale w końcu wraz z psem weszłyśmy na zamarzniętą sadzawkę. Po chwili Rock ciągnął mnie po lodzie, biegnąc za moim bratem. Spędziliśmy w lesie kilka godzin i rodzice się o nas bardzo martwili ale było warto.


W moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Znowu czułam się potwornie. Brak brata, siostry i matki strasznie mnie przytłaczał. Jak bardzo chciałam aby znów tu ze mną byli, a w szczególności James, do którego byłam bardzo przywiązana. Potrząsnęłam szybko głową, aby odgonić dołujące myśli i otarłam mokre od łez policzki. Koniec... Zaczynam życie od nowa. Nie mogę stać w miejscu, czas się ruszyć i iść dalej. 

Sięgnęłam jeszcze do jednej półki i wyjęłam z niej ulubiony sweter mojego brata. Wróciłam do swojego pokoju i zapakowałam wszystko do plecaka. 


Spojrzałam na swoje ubranie i pokręciłam głową. Otworzyłam drzwi od garderoby i wyjęłam z niej jeden z nie wielu kompletów, które tam zostały. Szybko się przebrałam. Założyłam szare dresy i sweter z flagą Ameryki. Gdy wiązałam czerwone trampki usłyszałam głos ojca wołającego z dołu:


-Raven! Pół godziny mija za dwie minuty!


Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się z satysfakcją.
 Całość prezentowała się dobrze. Chwyciłam pierwszą walizkę i wyszłam z pokoju. Podeszłam do schodów i zaczęłam znosić mój bagaż. Był na serio ciężki. Torba trzaskała spadając z kolejnych schodków. Zaśmiałam się sama o siebie. Z boku musiało to komicznie wyglądać. Gdy uporałam się z całym bagażem weszłam do salonu.

-Gotowa?- zapytał ojciec na co ja kiwnęłam głową. Byłam gotowa i fizycznie i psychicznie. 


-To jedziemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz