środa, 8 kwietnia 2015

001 | Czarny Kruk

*Raven*             

Obudziły mnie poranne promienie słońca. Otworzyłam minimalnie oko, lecz od razu je zamknęłam. 'Za jasno'-pomyślałam z irytacją i przetarłam powieki wierzchem palców.
    
Wczoraj kolejny raz nie mogłam zasnąć, a dzisiaj znów wstałam za wcześnie. Mimo iż panowały wakacje, ja nie mogłam się wyspać. Spojrzałam na zegarek. Krzywe wskazówki pokazywały szóstą rano. Mruknęłam niezadowolona i przewróciłam się na plecy. Przykryłam się po nos ciepłą kołdrą i zaciągnęłam się mocno zapachem róż i bzu. Pierzyna najwidoczniej już dawno przeszła moim zapachem, a ja po prostu tego nie zauważyłam. Przez ostatnie tygodnie nie czułam, smaków nie, widziałam kolorów, nie miałam pojęcia także o zapachach. Tak, więc nie było możliwości, żebym spostrzegła drobną zmianę w  mojej pościeli. Znaczyło to, że zaszła we mnie jakaś przemiana, dałam radę wyłowić szczegóły. Było to niemalże święto, ale nie miałam ochoty świętować.

W końcu zmusiłam się do wyjścia z łóżka. Właśnie to stanowiło dla mnie największy problem. Od miesiąca nie chciało mi się niczego robić. Było tak w kółko, dzień w dzień. Nic nie miało dla mnie znaczenia, nic się nie liczyło, więc, po co miałabym wychodzić z domu, a tym bardziej z łóżka? No, po co?
    
Odkryłam się, myśląc o tym, jak wspaniale byłoby poleżeć jeszcze w ciepłej pościeli. Zadrżałam z powodu panującego w pokoju zimna. Zerknęłam w stronę okna. Było otwarte... Zawsze na noc je otwierałam. Nie znosiłam spać w nagrzanym pomieszczeniu.
    
Usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Był on duży i przestronny, ale najlepsze w nim było duże, dość wysokie podwyższenie, zajmujące jego połowę. Znajdowało się na nim łóżko, mała roślinka, którą hodowałam od zeszłego lata, regał z książkami i fotel, na, którym przesiadywałam, gdy, czytałam książki. Zeszłam po schodach z podestu i zerknęłam w prawo. Zobaczyłam dwie pary drzwi, które prowadziły do garderoby i łazienki oraz niewielką sofę opartą o metrową ścianę. Siedząc na niej, zazwyczaj oglądałam telewizję, w której i tak nie było nic ciekawego. Pomieszczenie było utrzymane w jasnych barwach, a przeważał w nim kolor beżowy.
    
Weszłam do garderoby i znalazłam się w raju dla każdej kobiety. Ubrania złożone były w równą kostkę lub powieszone na wieszakach. Znajdowało się dużo półek z dodatkami oraz butami, lecz nie obchodziło mnie to. Ubrania nie miały znaczenia, szczególnie, teraz, gdy byłam sama.
    
Zabrałam z półki komplet bielizny oraz cienkie, czarne rajstopy i zdjęłam z wieszaka sukienkę z krótkimi koronkowymi rękawami w tym samym kolorze.
    
Weszłam z powrotem do pokoju i skierowałam się wolnym krokiem do łazienki. Nie była ona zbyt duża, ale cała jej przestrzeń została wykorzystana. Gdy moje stopy dotknęły zimnej, pokrytej białymi kafelkami, podłogi po moich plecach przeszedł dreszcz. Naprzeciwko drzwi była duża wanna i wieszak na ręczniki, a przy ścianie po prawej stronie znajdował się sedes i umywalka, a na po drugiej stronie wiele półek zapełnionych różnymi pierdołami. Całość dopełniały kwiaty na jednej z kafelek, na ścianie oraz duży puchaty dywan przed wanną.
    
Odkręciłam  kran, wannę zaczęła napełniać woda, w której ja po chwili się zanurzyłam. Poranna, relaksująca kąpiel to jedna z niewielu rzeczy, które ostatnimi czasami są w stanie oczyścić mój umysł z myśli, nad którymi nie mogę normalnie zapanować. 'Wszystko się kiedyś kończy'- westchnęłam w myślach, gdyż woda zaczęła się ochładzać. Umyłam szybko swoje ciało żelem pod prysznic o zapachu bzu, a włosy potraktowałam specyfikiem pachnącym różami. Otuliłam się miękkim ręcznikiem, a w drugi zawinęłam loki.
           
Wszystko odbywało się tak samo. Kąpiel, telewizja, czytanie, jedzenie, spotkanie z Jonte'm, spanie. Denerwowała mnie ta cała monotonność, ale nie miałam ani siły, ani pomysłu na zmienianie czegokolwiek. Wydarzenia, które zapoczątkowała śmieć mojego brata prawie pół roku temu, pozbawiły mnie tego wszystkiego włącznie z kreatywnością, której kiedyś mi nie brakowało. Nie mogłam nic na to poradzić, a żadna zmiana nie wchodziła w grę z wyżej wymienionych powodów.
    
Wysuszyłam włosy i spięłam je w luźny warkocz, który sięgał daleko za łopatki, szybko się ubrałam i wróciłam do garderoby. Stamtąd zabrałam  dodatki wykańczające moją stylizację, czyli: kapelusz, okrągłe okulary przeciwsłoneczne, torebkę ze złotym zamkiem i naszyjnik. Wszystko oczywiście było czarne z wyjątkiem naszyjnika, który był moim jedynym kolorowym dodatkiem, gdyż był to srebrny wilk wykonany z trójkątnych odłamków w kolorze różu i błękitu. Całość prezentowała się całkiem dobrze.
    
Gdy z powrotem znalazłam się w pokoju, opadłam na miękką, beżową sofę, lecz po chwili stwierdziłam, iż mi niewygodnie, więc przeniosłam się na łóżko. Sięgnęłam po telefon i powoli zaczęłam przeglądać kontakty. Miałam ochotę się z kimś spotkać, a tą osobą bynajmniej nie był Jonte.  Z braku pomysłu kliknęłam numer mojej najlepszej przyjaciółki, Emily, z którą nie widziałam się, odkąd zmarł James. Cały ekran zapełniło zdjęcie, na którym widniała roześmiana blondynka z prostymi jak drut włosami i słodkimi dołeczkami w policzkach. Usłyszałam jeden sygnał, drugi, trzeci, aż w końcu się zdenerwowałam. Evans nigdy nie dopuściła do tego, aby ktoś musiała do niej tak długo dzwonić. Zawsze odbierała po pierwszym sygnale, po prostu miała zawsze telefon przy sobie i nigdy się z nim nie rozstawała. Zakończyłam połączenie i wróciłam do przeglądania kontaktów. Gdy natknęłam się na numer Maddy, również mojej najlepszej przyjaciółki, olśniło mnie.  Maddeline i Emily wyjechały do Londynu kilka miesięcy temu i wrócą dopiero za dwa lata. Westchnęłam cicho. Z braku jakiejkolwiek alternatywy zadzwoniłam do Jonte'a i umówiłam się z nim na kawę w pobliskiej kawiarni o dziewiątej.  
    
Znów usiadłam na sofie, ale tym razem włączyłam telewizor. Przez okrągłe półtorej godziny oglądałam najróżniejsze programy, które w większości były jakimiś niezbyt mądrymi serialami. Po dość długiej kuracji ogłupiającej stwierdziłam, że powinnam już zacząć się szykować, a nawet już iść na spotkanie z Jonte'em.
    
Wyszłam z pokoju i znalazłam się na dużym korytarzu. Było tam pięć drzwi, do sypialni każdego z mieszkających tu kiedyś domowników. Dom jest teraz bez nich taki pusty... Zbiegłam ze schodów i wbiegłam do przedpokoju. Zdjęłam z wieszaka czarną bluzę i zabrałam z komody klucze. Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi.
    
Szeroką żwirową dróżką doszłam do furtki, którą otworzyłam i znalazłam się poza terenem mojego domu. Weszłam na chodnik wykonany z szarej kostki i ruszyłam przed siebie. Minęłam pierwszą przecznicę, drugą, trzecią, czwartą, aż w końcu skręciłam w piątą.




 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz