wtorek, 14 kwietnia 2015

009 | Czarny Kruk

*Raven*

-Matka by nie żyłaby bo...- powtórzył trochę głośniej. Zaczęłam się denerwować. Ta cała tajemniczość tej sytuacji... Spojrzałam przez okno kątem oka obserwując odbicie ojca w bocznym lusterku. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to co się tutaj działo, działo się na prawdę. Mimo, że byłam wściekła na ojca za to, że okłamywał mnie i matkę, cieszyłam się, że mam jednak nadal rodzinę. W sumie mogłam się wcześniej domyślić, że ta całą śmierć ojca była jedną, wielką ściemą. Przecież nie widziałyśmy z matką ciała. Podobno wszystko było tak bardzo zmasakrowane, że nie dało się odróżnić jednej osoby od drugiej, więc wyprawiłyśmy symboliczny pogrzeb. 

-Matka by nie żyła bo...- po raz kolejny próbował coś powiedzieć lecz znów zamilkł. Nie wytrzymałam. To, że cieszę się, że jednak mam ojca nie oznacza, że nie jestem złą o to, że odszedł. Zaczęło się we mnie gotować, po raz kolejny podniosłam głos na własnego ojca, czego przed jego 'śmiercią' nie byłabym w stanie zrobić:


-Ileż można?! No wyduś to z siebie w końcu!


-Nie żyła by bo LaD i tak ścigało was odkąd urodził się James!- warknął w końcu, a mnie wcisnęło w siedzenie. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie odzywał. Jeśli stracił nad sobą panowanie, musiałam na prawdę wyprowadzić go z równowagi. Co nas ścigało? Nigdy nie słyszałam tego skrótu i bynajmniej nie była to jakaś nazwa. Nienawidziłam tajemnic, wszystko zawsze psuły. 


-Co to LaD?- zapytałam. Coraz bardziej przerażała mnie ta sytuacja. Nie wiedziałam czy wolę znać prawdę czy nie. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Skay dołączył się do naszej rozmowy i wypowiedział jedne proste słowo, które na zawsze odmieniło moje życie:


-Gang...


Zapadła cisza. Powoli trawiłam to co usłyszałam od blondyna. Gang... o czym on znowu gada? Zwariował. Wybuchłam niekontrolowanym, wręcz histerycznym śmiechem. 


-Żartujesz- wykrztusiłam z siebie w końcu. Zabrzmiało to bardzie jak stwierdzenie niż pytanie. Spojrzałam na chłopaka z nadzieją, że on również wybuchnie śmiechem lecz nic takiego nie nastąpiło. Szarooki wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę po czym delikatnie pokręcił głową.

 Otworzyłam szerzej oczy. W mojej głowie właśnie pojawiła się czerwona, ostrzegawcza lampka i po raz kolejny tego wieczoru rozbrzmiało tam jedno, głośne: What?

-Jaki znowu gang?- cała ta sytuacja lekko mnie szokowała. O matko! Błagam, niech ten koszmar się skończy! 


- Raven... Cokolwiek się teraz stanie, cokolwiek usłyszysz, błagam cię, daj mi to wytłumaczyć- po raz pierwszy widziałam ojca w takim stanie. Cóż, jestem jego córką, jedyną żyjącą rodziną, jedynym dzieckiem. Pokiwałam delikatnie głową, na ,,tak'' i czekałam na to co powie ojciec.

-Kiedy spotkałem twoją matkę nie powiedziałem jej całej prawdy o sobie. Odkąd byłem w twoim wieku pomagałem ojcu w pracy. Pomagałem ojcu w prowadzeniu gangu i szkoły. Niestety kilka lat po ślubie mój ojciec zmarł, a szefowanie zostało przekazane mnie. Było ciężko. Potrafiłem wylatywać do New York'u kilka razy w miesiącu. Po zamachu na samolot, którym miałem lecieć, zrozumiałem, że jeśli będę cały czas z Wami, jest większe prawdopodobieństwo, że coś złego się Wam stanie. Nie chciałem narażać żony i jedynej żyjącej córki. Niestety, nie udało mi się was ochronić. Od razu gdy dowiedziałem się, że mama nie żyje, pomyślałem o tobie. Wiedziałem, że LaD cię szuka. Kilka dni temu przysłałem tu Skay'a. Miał cię obserwować, w razie potrzeby, chronić. Niestety, informacja o śmierci twojej matki wyciekła na zewnątrz i dotarła do któregoś ze szpiegów LaD albo do samego szefa oddziału działającego w Dublinie. LaD znalazło cię. To tyle, dalej wiesz co się stało- ojciec skończył swoją dość długą wypowiedź. Siedziałam tam wciśnięta w fotel i nie wiedziałam co mam robić, co powiedzieć. Jedyną rzeczą o, której myślałam było to, że mój ojciec ma gang. Co za wariactwo! Nie, to był jakiś żart. Głupi bo głupi ale żart. Nie mogłam w to uwierzyć. Zaczyna mnie ścigać jakiś pięciu chłopaków i nagle moje życie wywraca się do góry nogami... Nie to nie możliwe.

-To jakiś głupi żart. Prawda?- zapytałam z nadzieją w głosie i spojrzałam na ojca. W tamtym momencie moje wszelkie nadzieje zniknęły. Był śmiertelnie poważny.

-Nie, absolutnie nie. To wszystko prawda.

Krótko mówiąc: porażka. Mój ojciec jest gangsterem i wywozi mnie właśnie do Kalifornii bez jakichkolwiek moich dokumentów. W swoim życiu trafiłam już na tyle wariactw, że nic związanego z moją rodziną na prawdę nie było w stanie mnie zdziwić ale to mnie zszokowało. Byłam zła na ojca i to bardzo. W szczególności, że nas okłamywał ale już nie miałam siły się awanturować. Przynajmniej wyjadę z Dublina i już więcej nie będę musiała oglądać miejsca w którym zginęła moja rodzina.

Gang, gangster o matko....Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie! Nie ogarniałam co się działo wokół mnie.  Nie mogłam opisać tego jak się czułam w tamtym momencie. Na pewno byłam rozbita i to porządnie. Jedyne co teraz chciałam zakopać się pod kołdrę i pójść spać. Nie wiedziałam jednak czy będzie mi to dane.

-Gdzie tak w ogóle mnie wieziecie?- zapytałam głosem wyprutym z wszelkich emocji.

-Do Nowego Jorku.

-Aha- w sumie to zawsze chciałam tam pojechać, więc tak na prawdę w głębi serca, bardzo głęboko w środku, cieszyłam się. Jednak wszystkie uczucia zagłuszał szok, niedowierzanie i wielkie zdziwienie.

-I co dalej?- zapytałam po dłuższej chwili milczenia.

-Teraz jedziemy do domu, a potem New York'u i idziesz do szkoły- stwierdził ojciec beznamiętnym tonem, a ja pokiwałam głową i dopiero chwilę później dotarło do mnie znaczenie tych słów.


-Jakiej szkoły?


-A taka jedna, nic szczególnego. Prywatna szkoła dla młodych gangsterów. Moja szkołą- odparł z chytrym uśmiechem, a moje oczy wyszły na wierzch. Szkoła? Dla gangsterów? Mojego ojca? To są chyba jakieś żarty!



---------
Znowu smutam....
A wy, bądźcie szczęśliwi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz