piątek, 10 kwietnia 2015

003 | Czarny Kruk

*Skay*

Nie wiem kim była ta dziewczyna. Nie wiem czemu mieliśmy ją śledzić. Nie wiem czym zasłużyła na dwudziesto cztero godzinną opiekę, ale bez zwątpienia była niesamowita... Czerwone długie włosy spływające na plecy, ciągnące się aż do połowy ud i wielkie zielone oczy. Nienaturalnie blada cera i wystające kości policzkowe, nadające smukłości jej twarzy. Delikatne, kształtne, usta w kolorze malin wyginały się w lekkim uśmiechu. Wczoraj wieczorem gdy ją widziałem miała duże wory pod oczami, które w jakiś niesamowity sposób dzisiaj zniknęły.
Czerwono włosa skręciła w jedną z wąskich uliczek i zniknęła za zakrętem. Przyśpieszyłem kroku. Nie znałem dobrze Irlandii, przynajmniej tej okolicy. Nigdy tu nie byłem, a nie mogłem zgubić dziewczyny. Nie uśmiechało mi się chodzenie za nią cały dzień ale nie miałem wyboru. To była moja praca... Bardzo dobrze płatna praca...
Jęknąłem cicho gdy spostrzegłem, że mój obiekt właśnie wchodzi do sklepu z ubraniami, gorsze było to iż na tej ulicy było około dwudziestu podobnych...
*Raven*
W stu procentach zdawałam sobie sprawę z tego, że ktoś mnie śledzi. Od samego rana niedaleko mojego domu stało czarne auto. Wychodząc z domu usłyszałam warkot silnika, a wchodząc na główną drogę trzaśnięcie drzwiami od samochodu i chrzęst kroków na żwirowej drodze. Niezbyt mi to przeszkadzało.
Mimo wszystko gdy weszłam do sklepu miałam nadzieję, że się ode mnie odczepi. Manewrowałam pomiędzy szafkami z ubraniami i zabierałam z półek co drugą rzecz. Gdy weszłam do przebieralni odwróciłam się aby zasłonić kotarę i wtedy go zobaczyłam.
Był blondynem. Na dwieście procent. Miał na sobie luźną czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę lecz w niektórych miejscach wystawały z pod niej blond kosmyki. Szare, podarte jeansy i czarne, znoszone trampki. Nic specjalnego.
Zasłoniłam szczelnie wejście do przymierzalni i założyłam granatową spódnicę, wykonaną z halki. Opinała się ciasno na biodrach dzięki paskowi z wyszytą gumą, a ku dołowi rozszerzała się co dawało bardzo dobry efekt. Zdecydowałam, że ją kupię, więc odwiesiłam ją na wieszak z przymierzalni i zaczęłam przeglądać inne ubrania, z których do gustu przypadła mi tylko jeszcze czarna, długa bluza z białym napisem. Podeszłam do kasy i zapłaciłam za zakupy wyznaczoną ilość pieniędzy.
Dzień nie zapowiadał się ciekawie. Weszłam jeszcze do paru sklepów i nabyłam kilka nowych ubrań, po czym stwierdziłam iż nie ma sensu błąkać się po sklepach. Zadzwoniłam więc do Jonte'a i umówiliśmy się za pół godziny u mnie w domu. Po drodze kupiłam jeszcze paczkę naszych ulubionych ciastek i wróciłam do mieszkania.
Niedługo po moim powrocie usłyszałam dzwonek do drzwi i zastałam za nimi Jonte'a. Uśmiechnęłam się szeroko i wpuściłam go do środka.
-Cześć- powiedziałam radośnie.
-Hej!- odpowiedział z równym entuzjazmem co ja.
Skierowałam się do kuchni, a za mną podążył chłopak. Widać było, że czuje się swobodnie w tym domu. Gdy James jeszcze żył spędzali tu prawie całe dnie więc mu się nie dziwię. Wyjął z jednej z półek herbatę, cukier i dwie szklanki. Szybko wstawił wodę w czajniku do gotowania i zaparzył mój ukochany napój. Kuchnia była mała, to trzeba było przyznać. Białe szafki idealnie komponowały się z wiszącymi i stojącymi szarymi szafkami. Stojąca w centrum pomieszczenia wyspa zajmowała dużo miejsca ale dodawała ciepła całemu wystrojowi.
Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy rozmawiać, o wszystkim i o niczym. Po paru godzinach zaczęłam swój wywód o monotonności całego dnia i wtedy Jonte wpadł na wyśmienity pomysł. Nie wiem jak on to zrobił ale zjedliśmy całą paczkę ciastek więc spodziewam się, że to miało na niego dość duży wpływ (xd- kom. autorki).
-Może po prostu znajdziesz sobie jakieś zajęcie, co?- zaczął, a ja zamieniłam się w słuch.- Na przykład aerobik. Moje siostry na to chodzą. Podobno na Golden Street jest fajne studio taneczne. Chyba nawet mają tam dzisiaj tańce.
-Kiedy?- chłopak spojrzał na tarczę swojego srebrnego zegarka i momentalnie zbladł.
-Musiałabyś już zacząć się szykować... Zaczynają się tak mniej więcej za dwie i pół godziny- odparł i wybuchnął śmiechem, a ja szturchnęłam go lekko w ramię.
-Spadaj!- wykrztusiłam przez śmiech.
-Nie moja wina, że tak długo siedzisz w łazience!- zaprotestował.
-Siedzę tam zdecydowanie krócej od ciebie!- odparłam i odłożyłam kubek z czwartą z kolei herbatą. Dzięki Bogu, gdyż chwilę później Jonte rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Zwijałam się ze śmiechu na beżowej kanapie w salonie. Dla osoby trzeciej musiało to wyglądać niedorzecznie.
-Kto siedzi dłużej w łazience- zapytał w końcu, także cały roześmiany.
-Ty- odpowiedziałam nie mogąc powstrzymać kolejnej salwy śmiechu . Chłopaka znów zaczął mnie łaskotać, a ja nie mogąc już wytrzymać zaczęłam się wyrywać. Nagle mocno się szarpnęłam przez co Jonte stracił równowagę i wylądowaliśmy na podłodze. Był to bolesny upadek, przynajmniej dla niego, gdyż zamortyzował też mój. Na chwilę w pokoju zapanowała przenikająca cisza, a potem jak na zawołanie wybuchliśmy śmiechem. Sturlałam się z chłopaka ( Omg jak to brzmi- kom. autorki) i leżąc koło siebie zanosiliśmy się śmiechem prze dobre kilka minut. W końcu Jonte wstał i pomógł mi zrobić to samo. Usiedliśmy z powrotem na sofie i znów zaczęliśmy rozmowę na błahe tematy. Właśnie takich chwil potrzebowałam. Pełnych śmiechu i przepełnionych przyjaźnią. Szkoda tylko, że trzeba było za nie płacić tak wysoką cenę. Nie wiedziałam co przyniesie jutro. Starałam się kolekcjonować dobre wspomnienie bo nie wiadomo czy coś się nie zepsuję w ciągu kilku sekund. Nie miałam pojęcia czy na tym świecie jest może ktoś przeznaczony mnie, ktoś kto mnie kocha. Nie wiedziałam jaka będzie wyglądała moja przyszłość lecz jednej rzeczy byłam pewna. Ja i Jonte nie byliśmy sami. Przez chwilę za oknem widziałam sylwetkę chłopaka i dałabym sobie rękę uciąć, że był to ten blondyn, który chodził za mną cały dzień.



 ----------
Do każdego rozdziału postaram się dodawać gif'a. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz